Jak pokazują ostatnie
dwa tygodnie
współczesna piłka jest
sportem ekstremalnie
trudnym. Nie ze wzgledów
możliwości fizycznych,
umiejętności
technicznych czy watości
taktycznych. Podstawą
jest sfera mentalnego
psychologicznego
podejścia i
przygotowania do meczu.
Wychodzi na to, że
trzeba szukać nie tylko
trenerów potrafiących
przygotować zespół czy
zawodników fizycznie,
taktyczne. Bez trenerów
szamanów nie wejdziesz
na kolejny stopień.
Wygrasz co dasz radę
wygrasz, czego nie da
rady wygrać przeciwnik,
zremisujesz i tak się
będziesz kolibał. Jak
złapiesz serię meczy to
będziesz wygrywał za
chwile seria meczy i
bierzesz w tyłek.
Sukcesy realne
zawdzieczas jakości
piłkarzy i szamańskim
umiejętnościom trenerów.
Pytanie jak długo
potrafi działac szaman i
wiara w niego. W sztabie
drużyny wręcz potrzebni
są psychologowie a z
czasem potrzebni będa
psychiatrzy. W zespole
potrzebne sa osobowości
i przywódcy. Bez tego
ani rusz. Bez mentalnego
umotywowania
ukierunkowania zespół
obecnie ma duże problemy
by pokonać rywala i nie
poradzi sobie nawet ze
słabszym rywalem nie
osiągnie sukcesu.
Drużyna na pompowana
jest w stanie góry
przenościć (oczywiście
do pewnego poziomu
umiejętności).
Podstawową faza pracy
trenera staje się
umiejętność utrzymania
pary w takim czajniku
złożonym z tylu
mentalnych elementów.
Jeśli szaman (czytaj
trener) potrafi czjnik
trzymać pod parą to przy
porównywalnych
umiejętnościach odnosi
sukces. Jeśli ma newet
słabszy pod wieloma
wzgledami zespół to
odnosi sukces ponad
miarę. Ale jak taki
czajnik sie rozładuje to
trzeba tez potrafić go
znowu doprowadzić do
odpowiedniego stopnia
wrzenia. W przypadku
Wisły własnie
osiągnęliśmy ten moment
kiedy drużyna się
zjednoczyła wobec
przeciwnosci i wjechała
na poziom wrzenia. Jeśli
to wrzenie potrwa a nie
rozładuje sięe to w
Niedzielę rozjedziemy
Zagłebie Lubin i
bedziemy mogli sobie
pluć w brode, że to
naładowanie nie
nastapiło w meczu np. z
Legią. Ale jest jak jest
od stycznia przyjdzie
inny szaman, który jak
wieść niesie ma papiery
na szamaństwo, oby jego
sztuczki trafiły do
podopiecznych. Ale rodzi
sie pytanie dlaczego
Kiko sprawdził się tylko
do pewnego stopnia. Moim
zdeniem o czym świadcza
wypowiedzi zawodników,
Sobola, Ramirez to dobry
taktyk ale motywator
tylko do pewnego do
pewnego stopnia.
Pierwszą rundę swej
pracy w Wiśle co każdy z
nas widział, ewidentnie
w funkcję motywatora
zespołu czesto przy lini
wcielał się Sobolewski,
dużą prace wykonywali
liderzy drużyny (m.in.
Głowa, Małecki, Sadlok)
i inni członkowie
sztabu. Ale od lata cos
w tej pracy sie
zmieniło. Radek i inni
członkowie sztabu
podczas meczy nie
wyskakiwali do linii,
wręcz operowali tylko na
ławce. Przy lini bocznej
boiska został sam Kiko,
który pomagał zespołowi
tak jak umiał i na swój
sposób. Opracowywał plan
na mecz porządkował
realizację ustawiał i
ściśle trzymał się
założeń z leninowska
pryncypialnościa i
stalinowska
konsekwencją. Wisła
wychodziła na mecze
zmobilizowana, chcąca,
pewna tego co ma robić,
gdy przeciwnik wpisywał
sie w założone ramy,
sędziowie i los nie
przeszkodzili to szło
dobrze. Lecz, gdy coś
wypadało z przyjętych
ram realizowanego
obrakza to brakowało
elastyczności u Kiko i
zaczynało się sypać. Z
boku nie było pomocy,
Kiko nie potrafił
reagować zmieniac planów
wyjść poza przyjęte
warianty, schematy i
rozwiązania. Pytania czy
nie chciał pomocy moim
zdaniem tak właśnie
było. W efekcie Sobol i
inni trenerzy przestali
tańczyc przy bocznej
lini, podpowiadać. Jak
wieść niesie trener
odpuścił pewne elementy
pracy w postaci
dodatkowych treningów z
częścia zawodników.
(Pytanie czy trener Kiko
nie stał się zazdrosny o
inne planety, w końcu to
on miał rządzić i
pilnował by nik nie
pchał sie przed szereg).
W efekcie nie potrafił
uzyskać wystarczająco
dużej pary w mentalnym
czajniku, a z
utrzymaniem tej która
wypracował dostatecznie
długo bywał róznie. Inna
sprawa to możliwości
mentalne naszych
piłkarzy. Efekty były
widoczne w meczach braki
w koncentracji,
fluktuacje zangażowania
w kolejne mecze. Skoki i
wyskoki w czasie jednego
spotkania. Wisła jak
popatrzy się do tyłu
miała problem z
mentalnym podejściem do
meczy czy do ich
fragmentów. W
przegrywała wydało by
się wygrane mecze,
traciła głupie bramki,
nie potrafiła dobić
rywala kolejnymi golami.
Po strzeleniu bramki
następowało rozładowanie
odpuszczenie rywalowi
koncentracja spadała.
Jeśli rywal potrafił to
wykorzystać to odrabiał
straty, nawet wygrywał
mecze. Patrząc na Wisłę
i współczesną piłkę
wychodzi po woli na to,
że klub powinien dbać o
stronę mentalna. Czasem
potrafi to robić trener,
czasem mamy w zesole
zawodników, którzy
potrafią to robić, ale
powoli wychodzi na to,
że w sztabie trenerskim
powinno się po prostu
zatrudnić a czasem może
nawet grupe psychologów,
którzy poznają zawodnika
od strony mentalnej i
stosując odpowiednie
metody przygotują go do
rozgrywek. Czasem
wyciągną z kryzysu,
czasem utrzymają w
formie, czasem
powściągną i zatrzymają
galopującego ogiera i
sprowadzą go do ram
całości. Co Sobolowi i
całej drużynie udało się
zrobić na sraksie. Wiśle
udało się wreszcie
wygrać z własnymi
słabościami.
Koncentracja na zadaniu
indywidualnym i
zespołowym trwała od 1
do 89 minuty. Nie było
indywidualnych wyskoków
i gierki pod siebie.
Było pomaganie kolegom,
nie było sekwencji
wyłaczam się z gry, nie
dam rady odpuszczam
niech zrobi to kolega (a
sorry w samej końcówce w
dwu sytuacjach
zauważyłem to u
Wojtkowskiego).
Zawodnicy poświęcaji się
dla zespołu i kolegów.
Nie było straconych
piłek nawet złe
zagranie, ustawienie,
strata było asekurowane.
Zawodnicy popełniający
błąd, nie celnie
podający szli za piłką
nie odpuszczali. W
środku naszej drużyny
wielka pracę wykonali w
kolejności od tyłu
Głowacki, Wasilewski,
Basha, Llonch, na bokach
ciężko i wydajnie
walczyli Sadlok,
Arsenić, Imaz, Boguski.
Wisła potrafiła mądrze
cierpliwie cierpieć i
wytrzymac napór rywala.
Z przodu rywala pod
presją trzymali Brożek i
Carlitos. W kluczowych
dwóch/trzech akcjach w
pierwszej połowie swoją
pracę wykonał Cuesta. To
był decydująca moment
meczu to cierpliwe
czekanie i spokojne
rozgrywanie
nadarzających sie akcji.
Wisła wyładowała rywala
i potem zadała celne
ciosy i rozstrzygnęła
mecz w trzech akcjach w
ciągu w sumie 10 minut
tak jak przystało na
klasowy zespół, potem
juz spokojnie dogrywała
mecz. Jeśli udało by się
to przenieść na
pozostałe 17 spotkań
ligowych tego sezonu, to
nawet nie patrząc na
zmiany u naszych rywali
jakie nastąpią zimą,
możliwa jest feta
mistrzowska na Rynku
Głównym wiosną 2018.
Pytanie istotne, czy to
sie uda i jak nowy
szaman spisze sie w
swoich praktykach. Pod
względem umiejetności
indywidualnych Wisła
jest w czołówce ligi,
pytanie jak to zamienić
w serię np. 10/12 meczy
wygranych i np. 14 nie
przegranych z rzędu. By
zdobyc tytuł trzeba
bowiem taka serię
zaprezentować.
30
-39
Post dodano: 15 grudnia 2017 r., o godzinie: 10:55.
Ocena postu: -9.
IP: 149.156.94.134