Obserwujemy grę. Po meczu Legia - Wisła

Rywalizacja Wisły Kraków z Legią Warszawa, w ramach 28. kolejki ligowej sezonu 2017/2018, przeszła już do historii, ale pewne jest, że zapadnie ona kibicom obydwu drużyn w pamięci. Tym spod znaku "Białej Gwiazdy" na samą myśl przychodzić będą oczywiście bardzo miłe wspomnienia, w przeciwieństwie do kibiców zespołu z Warszawy. A jak oceniamy ten mecz w naszej już standardowej pozycji pt.: "obserwujemy grę"? Zapraszamy!
To co po niedzielnym występie Wisły w Warszawie nie umknęło uwadze większości obserwatorów to "ręka" trenera Joana Carrillo, która lekko różniła się od tej, jaką doświadczyliśmy w poprzednich spotkaniach. W meczu z Legią widzieliśmy drużynę, która w pierwszych minutach pozornie oddała swoim rywalom inicjatywę. Pozornie, bo nie pozostawała bierna w szybkich akcjach, po przejęciu piłki. Krakowianie skupili się na eksploatacji wolnych przestrzeni po bokach boiska, wykorzystując zaskakująco wysokie ustawienie bocznych obrońców, Marko Vešovicia i Adama Hlouška.
Ci, w swoich ofensywnych szarżach, często nie nadążali z wywiązywaniem się z obowiązków defensywnych, czego dowodem były pierwsze dziesięć minut spotkania, w których to aż dwukrotnie wiślacy wyprowadzili groźne kontrataki. Pierwszy z nich miał miejsce już w drugiej minucie, kiedy to osiem sekund zajęło Wiśle przedostanie się z własnego pola karnego pod "szesnastkę" Legii. Druga "kontra" w wykonaniu Wisły to minuta dziewiąta i siedem sekund, jakie minęło od otwierającego podania do Jesúsa Imaza do strzału oddanego przez Carlosa Lópeza! Obydwie akcje to jednak efekt idealnego ich rozegrania. I tutaj największe laury należy przypisać Polowi Llonchowi. Po spotkaniu z Legią hiszpański pomocnik zasłużył jednak na swój osobny akapit, w związku z czym do jego postawy przejdziemy w dalszej części.
"Co się odwlecze to nie uciecze", bo bramka padła kilkanaście minut później, po akcji idealnie obrazującej pomysł na grę Wisły z pierwszej części spotkania, z którym ogromne problemy mieli piłkarze "wojskowych". Zadanie rozgrywania piłki z linii defensywnej tym razem zostało powierzone Franowi Vélezowi, który pod tym kątem, można śmiało przyznać, brylował, często posyłając futbolówki, które przeszywały rozerwane formacje gospodarzy. Po jednym z takich podań szybko w stronę bramki odwrócił się Tibor Halilović, a jego kilkudziesięciometrowy rajd z piłką przyniósł Wiśle pierwszego gola! Chorwacki pomocnik, który w dniu meczu z Legią obchodził 23. urodziny, z nawiązką zastąpił w wyjściowym składzie kontuzjowanego Rafała Boguskiego, przynosząc całej drużynie spójność między formacjami oraz dynamikę w solowych akcjach, jak i przyspieszając grę dokładnymi podaniami. Postawa Halilovicia musi tylko cieszyć, bo dotychczas swoje umiejętności prezentował tylko w meczach sparingowych. W niedzielny wieczór, postawiony przed trudnym zadaniem, spisał się jednak na medal i do momentu, gdy wystarczyło mu sił, solenizant był kluczowym elementem układanki Carrillo.
Pomysł na grę Wisły w meczu z Legią oraz usposobienie całej drużyny po zdobyciu bramki wyglądał zgoła odmiennie do tego, o porównywalnym ciężarze gatunkowym, kiedy trenerem Wisły był jeszcze Kiko Ramírez, a Wisła grała w Poznaniu z Lechem. Tam "Biała Gwiazda", podobnie jak w Warszawie, w imponujący sposób weszła w mecz zasłużenie obejmując prowadzenie, jednak ostatecznie głęboko cofając się pod własne pole karne przysporzyła sobie problemów, które ostatecznie zaowocowało tylko punktem, a nie ich kompletem, z jakim wróciliśmy do Krakowa.
Wisła w Warszawie poszła "za ciosem", co przyniosło jej drugą bramkę! Rzutu rożnego oraz bajecznej akcji Carlitosa jednak by nie było, gdyby nie kolejny rajd i dokładne podanie Halilovicia do Jesúsa Imaza, którego zablokowany strzał przyniósł pamiętny stały fragment gry. W drugim kwadransie pierwszej połowy nie tylko sytuacje bramkowe, strzały, ale również posiadanie piłki mówi nam o ewidentnej dominacji drużyny Joana Carrillo. Pod tym względem Wisła mocno nie różniła się od drużyny, która na Łazienkowskiej zawitała trzy tygodnie wcześniej. Mowa oczywiście o aktualnym liderze, Jagielloni Białystok, która w pierwszej połowie tamtego spotkania utrzymywała się przy piłce przez 70% czasu gry! Wisła natomiast, we wspomnianym kwadransie, osiągnęła posiadanie piłki rzędu 65%. Obydwie drużyny przede wszystkim za główny cel obrały sobie wykorzystanie ogromnych przestrzeni, w mocno rozciągniętej formacji defensywnej Legii. Wtedy jednak ogromna przewaga "Jagi" powiązana była z grą w przewadze jednego zawodnika przez większą część spotkania.
Mimo, że "wojskowi" w niedzielny wieczór spotkanie kończyli w jedenastu, to z ich postawy w przebiegniętym dystansie, porównując go do wyniku osiągniętego przez "Białą Gwiazdę", równie dobrze można wywnioskować, że kolejny raz na boisku było ich… o jednego mniej! Wisła w bieżącym roku przyzwyczaiła już do tego, że "biega" więcej od swoich rywali, jednak ani razu statystyka ta nie była aż tak jednostronna. Do deklasacji w tej sferze w dużej mierze przyczynił się wspomniany już wyżej Pol Llonch, który tradycyjnie "wykręcił" wynik godny podziwu. Co więcej, nasz środkowy pomocnik w niedzielnym spotkaniu przeszedł samego siebie, przekraczając granicę trzynastu przebiegniętych kilometrów (13,34 km), czym jednocześnie pobił najlepszy wynik trwającego sezonu, który... również należał do niego (12,93 km, spotkanie 22. kolejki Ekstraklasy z Lechią Gdańsk). Już tradycyjnie, tytaniczna praca w jego wykonaniu to nie tylko przebiegnięty dystans, ale i 6 odbiorów, 67% skuteczność w pojedynkach, dwa kluczowe podania, 81% celnych podań. Nie dziwi więc, że Llonch osiągnął najlepszy wynik InStat Index (313) ze wszystkich piłkarzy Wisły.
Ci w Warszawie przede wszystkim stanowili kolektyw, który okazał się być kluczowy do zgarnięcia pierwszych trzech punktów z boiska przy Łazienkowskiej od 2010 roku! W całej drużynie Wisły naprawdę ciężko po tym spotkaniu było doszukiwać się słabszych punktów. Krakowianie byli bardziej zdecydowani, zdeterminowani, szybsi, mieli jasno określony pomysł na grę. Nic więc dziwnego, że w Warszawie apetyty wszystkich fanów Wisły zostały mocno podrasowane. Czy zostaną one zaspokojone w kolejnym spotkaniu z poznańskim Lechem? O tym przekonamy się dopiero za dwa tygodnie.
KK
Tagi:
- Felieton
- Analiza
- Ekstraklasa
- Wisła Kraków
- Legia Warszawa
- Joan Carrillo
- Pol Llonch
- Jesús Imaz
- Carlos López
- Francisco Vélez
- Tibor Halilović
Zobacz także:
- « Wisła potwierdza mecz towarzyski z Piastem. Wejście tylko dla posiadaczy karnetów!
- « Cezary Wilk zakończył karierę
- « Manuel Junco: - Decyzja o przedłużeniu umowy Carlitosa była podjęta dużo wcześniej
- « Fantastyczny mecz! Fantastyczne oceny! Fantastyczny Carlitos!
- 31. Turniej im. Adama Grabki odbędzie się w czerwcu »
- Transmisja meczu: Wisła CanPack - Artègo »
- Wzmocnienia w wiślackiej Akademii »
- Koszykarski hit dla wiślaczek! »
Najczęściej czytane w ostatnim tygodniu:
- « Anielskie bramki. Wisła - Chrobry 2-1
- « Rekord zwycięstw. Odra - Wisła 1-2
- « Sytuacja kadrowa Wisły przed meczem z Chrobrym
- « Podsumowanie 27. kolejki Betclic I Ligi
- « Podsumowanie 28. kolejki Betclic I Ligi
- « Wisła gra z Odrą! Zapraszamy na relację tekstową live!