Środa, 15 czerwca 2005 r.

Henryk Kasperczak: - Miałem plan wielkiej Wisły

- Trener musi być kompetentny, to znaczy ma znać się na piłce i poświęcać swojej pracy. Tak powinno być wszędzie, ale niestety nie jest - powiedział na łamach "Przeglądu Sportowego" były szkoleniowiec Wisły Kraków, Henryk Kasperczak.

Da się jakoś porównać pracę trenera w Polsce i zagranicą?

Henryk Kasperczak: - Trener musi być kompetentny, to znaczy ma znać się na piłce i poświęcać się swojej pracy. Tak powinno być wszędzie, ale niestety nie jest. Są kluby, w których szkoleniowiec tworzy nową jakość drużyny, ale są też takie, jak Real Madryt czy Barcelona, gdzie trener jest tylko dodatkiem do systemu wypracowanego przez wcześniejsze dziesięciolecia.

Który system według pana jest najlepszy?

- Chyba angielski. Tam jest menedżer, który jest odpowiedzialny przed prezesem, a od pracy z drużyną ma swoich ludzi. Pociąga tylko za sznurki i nadzoruje podległych sobie trenerów od rozgrzewki, motoryki, szybkości i wszystkich innych elementów odpowiedniego przygotowania do zawodów.

To dlaczego nie może tak być w Polsce?

- U nas trenerzy mają na głowie młodzieżowców. Opiekują się także grupami juniorów, zamiast skupiać się tylko na elicie.

Pan w Wiśle opiekował się juniorami?

- Oczywiście, wymogi licencyjne zmusiły nas do prowadzenia czterech grup młodzieżowych i wszystkie szkolone były moimi metodami. Przeprowadzałem przecież zajęcia dla trenerów, którzy na co dzień z nimi pracowali. Miałem plan wielkiej Wisły, w której w przypadku kontuzji lub odejścia najlepszego gracza nie byłoby problemu.

I po co panu to było? Przecież w Polsce nie jest jak w Auxerre, że jeden trener pracuje ponad 40 lat w jednym klubie.

- Zaangażowałem się, bo jestem takim człowiekiem. Miałem 5-6 letni plan, który został jednak przerwany. Uważałem, że oczywiście jest lokomotywa, czyli w tym przypadku pierwsza drużyna Wisły, ale muszą być też ciągnięte przez nią wagony – czyli drużyny młodzieżowe pracujące tymi samymi metodami. Przecież wskakujący teraz do pierwszego składu zawodnicy to mój chów.

Pan jednak rzadziej dawał młodym szansę gry w pierwszej jedenastce.

- Bo i poprzeczka, jaką miała do przeskoczenia Wisła wisiała bardzo wysoko. Zwłaszcza jeśli chodzi o europejskie puchary.

Nie żałuje pan teraz swojej pracy, którą ułatwił pan zadanie następcy?

- Miałem swoją wizję i musiałem ją realizować. W Polsce większość trenerów myśli w kategoriach: „A co ja się będę wysilał, jak i tak zaraz mnie zwolnią". Ja tak nie potrafię. Wielką drużynę buduje się latami. Jeżeli ktoś po moim odejściu będzie potrafił kontynuować tę pracę, to bardzo dobrze.

Jak na polskie warunki był pan pionierem łącząc jednocześnie funkcje trenera i menedżera drużyny. Nie przeszkadzało to w koncentrowaniu się na tym co naprawdę ważne?

- Korzystałem z kontaktów. A mam bardzo ich dużo w całej Europie. Poza tym nie pracowałem sam. Miałem przecież do pomocy Zdzisława Kapkę, Ryszarda Kruka... Wszyscy szukaliśmy pasujących do drużyny piłkarzy.

Pierwszy w Polsce twardo trzyma się pan podpisanego kontraktu i nie godzi na jego zerwanie, mimo że nie pracuje jako trener. Inni nie wytrzymują, zwalniają się i szukają pracy gdzie indziej.

- Wszystko zależy od tego, jak ma się skonstruowany kontrakt. We Francji jest na przykład wzór umowy pomiędzy trenerem i klubem, który reguluje takie przypadki. Widzę, że w Polsce każdy robi to na swój sposób.

Źródło: Przegląd Sportowy


 Piotr


Zobacz także:



Najczęściej czytane w ostatnim tygodniu:


Dodaj komentarz:


Nick:

Temat:

Tekst:

UWAGA: Dodając komentarz akceptujesz naszą politykę prywatności » oraz regulamin komentarzy »

Nikt nie komentował jeszcze tej informacji. Może Ty to zrobisz?